Pierwszy piórnik to ważny wybór – nie tylko dla dziecka, ale i dla rodzica. To niepozorne akcesorium staje się codziennym towarzyszem w szkole, a jego zawartość – narzędziem do odkrywania świata liter, liczb i kolorów. Wybór jest ogromny: saszetki, tuby, piórniki z klapkami, rozkładane z wyposażeniem i bez, minimalistyczne i te „na bogato”. Ale co tak naprawdę się sprawdza?
Piórnik z marzeń czy z rozsądku?
Często wybieramy oczami (a raczej sercem dziecka). I choć rozumiemy, że funkcjonalność ma znaczenie, to emocje biorą górę. Tak było i u nas. Mniejsze, poręczne modele szybko przestały być atrakcyjne, gdy tylko na horyzoncie pojawił się Stitch. Tak, ten niebieski rozrabiaka z kreskówki. I wszystko inne przestało mieć znaczenie.
Czy to był dobry wybór? Czas pokaże. Na razie emocje sięgają zenitu i to najważniejsze – radość z kompletowania wyprawki ma swoją wartość. Ale rodzicielska intuicja podpowiada: prędzej czy później przyjdzie dzień refleksji – że może ten duży, wypchany po brzegi piórnik to trochę za dużo do codziennego dźwigania.
Mniej znaczy lepiej?
Coraz częściej słyszę (i widzę!), że dzieciaki doceniają mały, lekki piórniczek – taki, który pomieści ołówek, gumkę i temperówkę. Kredki? Można kupić oddzielnie, w metalowym pudełku, które nie tylko świetnie chroni zawartość, ale też nie rozwala się w plecaku jak piórniki z miękkiego materiału. To rozwiązanie minimalistyczne, ale praktyczne – i naprawdę sprawdza się w klasie pierwszej, gdzie tempo pracy nie wymaga jeszcze długopisów, cienkopisów i zestawu do kaligrafii.
Nasz wybór: Coolpack + Stitch = miłość od pierwszego wejrzenia
Padło na piórnik marki Coolpack – po raz pierwszy mamy z tą firmą do czynienia, więc trudno jeszcze mówić o jakości wykonania w dłuższej perspektywie. Pierwsze wrażenie? Solidny, z fajnym wyposażeniem od Colorino, co trzeba przyznać: spory plus. Suwaki są grubymi ząbkami co dodaje uroku.




Piórnik był starannie zapakowany – oryginalna folia producenta, owinięty folią bąbelkową, a całość przyszła w kopercie foliowej. Miał dotrzeć w piątek, ale z przygodami pocztowymi – zawitał dopiero w poniedziałek. Nic się nie stało, przetrwał sortownię w świetnym stanie – żadnych zagnieceń, zniszczeń ani przygód w transporcie.
Ma jeden minus, który trzeba zaznaczyć – specyficzny zapach fabryczny. Po kilku dniach właściwie jest nie wyczuwalny. Zapach nie jest uciążliwy jest typowy dla nowych rzeczy z taką ilością poliestru i innych plastikowych elementów.

Made in China – informacja, nie ocena
Dla porządku – piórnik został wyprodukowany w Chinach. To dziś standard w produkcji akcesoriów szkolnych, więc nie ma tu zaskoczenia, ale warto mieć świadomość, zwłaszcza jeśli ktoś przykłada wagę do kraju pochodzenia produktów.

Na koniec: praktyczne rady dla rodziców pierwszoklasisty
- Zastanów się, co dziecko naprawdę potrzebuje. Może piórnik na minimum przyborów to będzie strzał w dziesiątkę?
- Daj dziecku wybór… ale pomóż go mądrze przemyśleć.
- Przemyśl rozdzielenie przyborów – kredki w pudełku, piórnik osobno. Mniej chaosu w plecaku!
- Zwróć uwagę na wagę i ergonomię. Dzieci naprawdę szybko męczą się noszeniem zbędnych rzeczy.
Niech wybór piórnika będzie nie tylko początkiem roku szkolnego, ale też pierwszą lekcją rozsądnych decyzji – choć niech czasem i serce ma coś do powiedzenia. Bo jeśli dzięki Stitchowi dziecko z radością pędzi do szkoły… to może to był naprawdę dobry wybór. Dla zagorzałych fanow stitcha w ofercie czeka jeszcze plecach z serii Jerry coolpack
